-
Nota wydawnicza
Powieść Stanisława Lema Eden wydana została po raz pierwszy w roku 1959 przez wydawnictwo Iskry. Kolejne wydania: Iskry, Warszawa 1968 Wydawnictwo Literackie, Kraków 1971 Iskry, Warszawa 1973 Iskry, Warszawa 1977 Wydawnictwo Literackie, Kraków 1984 Interart, Warszawa 1995 Wydawnictwo Literackie, Kraków 1999 Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003
-
Eden
Napisany w 1958 roku Eden otwiera epokę dojrzałej twórczości science fiction u Lema. Cóż zatem sprawia, że nadal czyta się go z nie słabnącym zainteresowaniem? Z pewnością niezwykła wyobraźnia autora, który tworzy zmysłowe, bogate wizje planetarnej natury i kultury, a zarazem umiejętnie dozuje napięcie, pozwalając tajemnicom Edenu odsłaniać się stopniowo, z dramatycznym napięciem właściwym każdej rzeczywistej historii odkryć. Polityczne porządki na planecie musiały czytelnikom z lat pięćdziesiątych przypominać wizje Orwella, […]
-
Smutek Edenu
Edenowi przypada w udziale szczególna rola — otwiera epokę dojrzałej twórczości science fiction u Lema. Po zapomnianym i nie wznawianym przez dziesięciolecia Człowieku z Marsa, po przekreślonych przez samego autora Astronautach, Sezamie, Obłoku Magellana, ta napisana w 1958 roku powieść stała się pierwszym utworem SF zaliczanym do Lemowego „kanonu”. Eden powstał niedługo po październiku 1956, niedługo też po eseistycznych Dialogach, gdzie autor poddał bezlitosnemu nicowaniu komunistyczny wzorzec państwa. Ślady tych przemyśleń widoczne są w powieści na pierwszy rzut oka. W Edenie ziemska wyprawa przybywa […]
-
Eden: komentarz Lema
Eden jest mi dzisiaj obojętny. Może być – taki sobie. Pisarsko to chyba niewypał, gdyż skażony jest schematyzmem bohaterów i płaskim widzeniem świata, choć jest to, powieść, którą się „czyta”. Jest to drugorzędna literatura, która w porównaniu z typową Science Fiction jest może nawet dobra, ale nie można przecież ustawić człowieka o normalnym wzroście wśród garbatych i twierdzić, że to właśnie Apollo.
-
Eden: fragment utworu
W obliczeniach był błąd. Nie przeszli nad atmosferą, ale zderzyli się z nią. Statek wbijał się w powietrze z grzmotem, od którego puchły bębenki. Rozpłaszczeni na legowiskach czuli dobijanie amortyzatorów, przednie ekrany zaszły płomieniem i zgasły, poduszka rozżarzonych gazów, napierająca na dziób, zatopiła zewnętrzne obiektywy, hamowanie było niedostateczne i opóźnione. Sterownię napełnił swąd rozgrzanej gumy, pod prasą deceleracji ślepli i głuchli, to był koniec, ale nawet tego nie mógł żaden pomyśleć, nie starczyło wszystkich […]